poniedziałek, 3 maja 2010

Madryt... już był!!!

Po raz kolejny wyskok do Hiszpanii. Tym razem samolotem. Kilka godzin temu wróciłam z Madrytu. Nie wiem od czego zacząć opowiadając całą historię. Może tak... Madryt jest niesamowity, ale bez przesady ;) Jest ładny, tłoczny i głośny jak każda stolica, ale ma "coś" czego oczywiście nie da się słowem wyrazić. No, i dlatego właśnie mi się spodobał :)))

W planach miałyśmy nocować u kolegi, ale okazało się, że coś tam... no i trzeba było samemu sobie radzić. Pierwszą noc spałyśmy w hotelu za 20 Euro, bo oczywiście KTOŚ się pomylił z rezerwacją. Letisia zrobiła rezerwacje na miesiąc później ;] Oszczędzę słów ;] W końcu każdy się może pomylić ;] Wieczorem wyszłyśmy na spacer, bez mapy... i zabłądziłyśmy :))) Dzięki temu centrum Madrytu zwiedziłyśmy w 3 godziny, a następne 3 dni się relaxowałyśmy ;))) Madryt jest wielki, ale w sumie nie aż tak wielki, żeby się nie znudzić... Nawidoczniej mi grozi to wszędzie!
Kolejną noc spałyśmy w hostelu za 15 euro, ja na takim wąskim łóżku z Livą, że może i było by to przyjemne, ale z kimś innym w innych okolicznościach (hehehe;) Dwie ostatnie noce w hostelu u babki, która nie zmieniła nam pościeli po kimś!!! A jak jej na drugi dzień powiedziałyśmy to wogóle zero reakcji. No, ale zmieniła tą pościel w końcu. Masakra! Narzekam, co?! Pewnie od razu wyczujecie, że coś jest nie tak u mnie... aiiii... nie chcę o tym pisać. Nie zawsze świeci słońce... (...)

Dni spędzałyśmy ciągle zwiedzając. Szwędając się z mapą w ręce. Ot tak, jak każdy turysta. Oczywiście zaliczyłyśmy to, co najważniejsze. Muzeum Prado - jedno z najważniejszych i najbogatszych muzeów na świecie. Wielkie WOW! Do tego jeszcze jedno muzeum sztuki, które mieści prywatną kolekcję barona Hansa Heinricha Thyssen-Bornemisza. Jest jakaś magia w tym wszystkim. Patrzeć na obrazy malowane wieki temu... i czuć zapach "świeżej" farby. W ten oto sposób starałam się znaleźć "intymną relację" ze sztuką, przez wyobraźnię. Nie wiem czy nawet można tak o tym mówić. Chciałam jednak poczuć "coś", być blisko tego, a nie obok... nie chciałam być jedynie biernym obserwatorem. Chciałam bliskości mentalnej, duchowej... :) Wyobrażałam sobie co autor czuł kiedy nakładał farby na płótno... co ja czuje patrząc na to... :) A wiecie co? Czasem na płótnie w jednym miejscu było taaak dużo tej farby, a w drugim miejscu troszeczkę... emocje, emocje, burza emocji...:)

Jadałyśmy w restauracjach, ale i na ulicach. A i zrobiłyśmy sobie piknik w parku :) Taki typowy "filmowy" piknik :) Fajna atmosfera. Wokoło rodzinki z dziećmi, tatuśkowie grający w piłkę z małymi synkami, mamuśki z córciami i tak zabawnie było z boku obserwować ich życie... sielankowy dzień hiszpańskiej rodzinki :) Aż by tak się chciało, kiedyś, za jakiś czas... :)

Myślałam, że będzie tam więcej wieżowców itp, a wręcz przeciwnie Madryt to stolica z pięknymi odrestaurowanymi kamienicami. Wszystko zadbane, cacy glancy. Życie cholernie drogie. Ceny dwa razy większe niż u nas, tu w Portugalii. Za to i zarobki wyższe. Stolica z klasą. Moda, fashion, new style, ole! No i nawet ja zakupiłam sukienkę ;) krótką małą czarną... ;)

Madryt, Madryt... ładnie tam. Macie możliwość to przewieźcie tyłki i pozwiedzajcie to miasto, bo warto ;) Ściskam Was ciepło i do zobaczenia :)

A tu będzie fotorelacja pt: "Życie jak w Madrycie"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz