piątek, 16 kwietnia 2010

Wielkanoc. Jajka. Algarve

No i w końcu się doczekałam pierwszych odwiedzin z Polski. Kasia, Mona i Marcin odwiedzili mnie na 2 tygodnie. Razem z moją ekipą zwiedzaliśmy Portugalie. Na początek była Lizbona. Kocham to miasto. Tak dobrze się tam czuję, że śmiało mówię... mogłabym tam mieszkać! Na jak długo nie wiem, ale przynajmniej na jakiś czas :)

Od EVS Portugal


W Lizbonie, pierwszego wieczorku, spotkaliśmy się na obiad z Magdą "blogowiczką" i jej przyjaciółmi :) Cieszę się z tego spotkania - wreszcie spotkanie na żywo! Bardzo miło poznać fajnych ludzi! :)Mam nadzieje, że wkrótce znów się spotkamy!

Od EVS Portugal

Zatrzymaliśmy się w HOME hostel. Świetne miejsce. Rewelacyjna atmosfera. Polecam. Lokalizacja w samym centrum. Cena stosunkowo dobra. Zależy od sezonu.
Średnio 15 euro - 20 euro
Więcej informacji http://www.hostelworld.com/hosteldetails.php/Home/Lisbon/15529

Od EVS Portugal

Zwiedzaliśmy dużo. Nie dałam im chwili wytchnienia. A tak naprawdę to sama chciałam czerać z tego czasu jak najwięcej. Tęskniłam za wąskimi uliczkami Alfamy, wypchanymi ludźmi po brzegi i głośnymi barami Bairo Alto, za zapachem starych domów przedzierającym się szparkami okiennymi... tak, tak, to da sie wyczuć spacerując. Wszystko napełniało mnie tam radością. Może ze względu na przyjazd Kasi, bo przecież czekałam tej chwili bardzo długo i chciałam jej pokazać swoje miejsca.

Od EVS Portugal

Od EVS Portugal

Od EVS Portugal

Od EVS Portugal

Od EVS Portugal

Od EVS Portugal

Od EVS Portugal

Lizbone "zrobiliśmy" w 2 dni. Potem pojechaliśmy do Sintry. Przecudne miasteczko. Magiczne. Miasto ogród. Piękne pałace. Ohh.. warto tam pojechać.

Od EVS Portugal

Od EVS Portugal

Od EVS Portugal

Od EVS Portugal

Stąd udaliśmy się na Cabo da Roca - najbardziej wysunięty na zachód skrawek Europy. Widok zapierający dech w piersiach. Nie ma co więcej pisać, sami spójrzcie.

Od EVS Portugal

Od EVS Portugal

Od EVS Portugal

Ja z tego piękna to aż poszalałam, ale to przecież norma u mnie :P Salto do tyłu...?! :)

Od EVS Portugal

Od EVS Portugal

Od EVS Portugal

Od EVS Portugal

Od EVS Portugal

Na koniec dnia skoczyliśmy do Cascais. Jednak zmęcznie dało nam się wszystkim we znaki i wróciliśmy szybko do "domu", do Lizbony :)



Kolejny dzień to kolejna pobudka o świcie i wyjazd do Algarve-południowa część Portugalii. Za cel obraliśmy Albufeire. Spodobało mi się to miejsce. Kiedy byłam tam dwa lata temu zrobiło na mnie mega wrażenie i myślę, że jest to jedno z ładniejszych miasteczek tam. Typowo turystyczne, ale z klimatem i plażą tuż przy samym centrum... dosłownie 10 kroków.









Albufeira. Leżakowanie. Spacerowanie. Relax na maxa. Dobrze czasem po prostu się polenić. Miałam w końcu czas dla siebie i Kasi. Chociaż z perspektywy czasu myślę, że było go zamało. Jeszcze to nadrobimy. Nie ma jak siostry :)



Ostatniego dnia pojechaliśmy do Lagos, żeby spędzić uroczyście WIELKANOC.
Na śniadanie zjedliśmy wypasione kanapki... ot takie :)





A na obiad... jajka!!! ale gdzie??? na plaży!!! :) nietypowo...
Powiem jednak, że bardzo brakowało nam polskich świąt. Bardzo. Kocham Polskę i tęsknie :)





Spacerując uliczkami Lagos, zaszliśmy na kawuśkę do małej kafejki. Zaczepiła nas tam kobieta z zapytaniem "czy ja dobrze słysze? Mówicie po polsku?". Pani Basia :) mieszka w Portugalii ponad 20 lat. Pochodzi z Warszawy. Z mężem portugalczykiem prowadzą własną kafejke. Kobieta była tak zaskoczona naszą obecnością tam, że mnie samą jej entuzjazm aż przerażał ;) Śmiesznie nieco ;)





Wszystko, co dobre szybko się kończy. Czas było wracać do pracy. Podróż autobusem zajęła nam cały dzień. W końcu nie mały kawałek do przejechania. Z samego południa na północ Portugalii. Moje Guimaraes przywitało nas słońcem. Pięknie, ciepło... przytulnie :) Nawet pomyślałam "dobrze być w domu".

Poniedziałek. Wieczorkiem przygotowaliśmy wielkonocną obiado - kolację dla przyjaciół. Nie wszystkich. Niestety. Miejsca za mało. Kasy też. Udało się, że mieliśmy dwie koleżanki Laetiti z Francji - Enora i Marine. Akurat zwiedzały Portugalię i u nas zatrzymały się na kilka dni. Super osóbki :)





Kasia przywiozła żurek, i takie tam inne smakołyki z Polski. Mieliśmy żubrówkę nawet, choć zakupioną w Portugalii, hehe...bo tą przywiezioną z Polski rozpiliśmy w Albufeirze ;))





Zastanawialiśmy się długo, cóż tu wykombinować dobrego, smacznego, polskiego... i sami spójrzcie. Wspólnymi siłami zrobiliśmy mega pyszną kolację!!!



Czym ugościliśmy international ekipe? Na początek żurkiem, a później jajeczkami, różnie nadziewanymi, a także pastę jajeczą i serkiem zmixowanym z czymś tam;) oraz sałatką z ogórkami. Pysznie. Bosko. Wszystkim smakowało. Na koniec deserek. Kulki truflowe. Mniam mniam...



Oczywiście... nie zabrakło też Śmigusa Dynguuuuuuuuuuuuuuusa!!! :DDDDDDDDD
Ja i Ludwika już o to zadbałyśmy :DDDDDDDDDD



Niektórzy byli mocno zaskoczeni... ;))




Tu w Guimaraes moja polska brygada spędziła 3 dni. Pozwiedzali to tu to tam, Bragę, Porto... i nadszedł czas rozstania. Ze łzami w oczach pożegnałam się z siostrą. Niby nie powód by płakać, ale tak mi było żal, że już "dobry duszek" wyjeżdza.



Otulam Was ciepło swoimi myślami....

:)

I jeszcze na koniec co Polka z Francuzkami potrafi zdziałać... dziełka sztuki wiszą na ścianie w kuchni ;))



1 komentarz:

  1. Duuuuuuża dawka optymizmu! Radość z Twoich zdjęć bije taka, że i mi się udzieliło! Pięknie, bajecznie i ... smacznie:) kulki truflowe hmmm muszą być smaczne!
    i nie skacz salta w tył, bo proszę o więcej takich optymistyczno-kolorowych akcentów!;)

    OdpowiedzUsuń