sobota, 24 kwietnia 2010

3rd i 4th Erasmus Language Cafe

Za chwilę piąte spotkanie Language Cafe, a ja nic Wam znać nie dałam o poprzednich... shame on me!!! tenho vergonha!!! ;)

3rd Erasmus Language Cafe odbyło się w bardzo ładnym kulturalnym miejscu, cafe concerto w Sao Mamede. Tu odbywają się różnego rodzaju koncerty, spotkania artystów. Wystrój i nastrój fenomenalny.

W trakcie spotkania Ismael Hipolito Djata - murzynek, artysta kórego poznałam dzięki Luisowi - deklamował swoje wiersze. Niektóre było mocno erotyczne, haha, co nie jedną osobę zaszokowało, ale i od razu atmosfera zrobiła się gorąca. Po wysłuchaniu kilku wierszy omawialiśmy je w małych grupach. I szło...

Myślę, że fajnie to wyszło. Ludziom się podobało.
Do przeczytania i obejrzenia zdjęć zapraszam na oficjalny blog http://erasmuslanguagecafe.wordpress.com

4th ELC miało miejsce w Cafe Oscar. To popularna kafejka w Guimaraes z bardzo długą historią i tradycją. Co ciekawe, nie jest to tylko zwykła kafejka, a także miejsce spotkań artystów, promocji nowych książek, etc. Na ścianach wiszą stare obrazy, gitary, a także różnego rodzaju odznaczenia. W kącie stoi komputer, z którego wszyscy mogą korzystać. Ba, jest nawet biblioteczka z książkami i prasą. Przyznajcie sami, bardzo ciekawe miejsce :) Właściciel kafejki wygłosił przed nami hostorię tego miejsca, pokazał księgi pamiątkowe i... uwaga.... dał mi prezent!!! :) Dostałam szklankę z napisem Cafe Oscar :) Ślicznie! I tak mi miło :)

Po spotkaniu poszliśmy większą grupą na "reseitę" do "taverna de pescosa". To sekret pub, ktory prowadzą babcia i dziadzio w swoim domu. Tak! Szok! Żeby wejść do środka trzeba pukać do drzwi niepozornie wyglądającego domu. Oni otwierają i jeden krok i jesteście w ich kuchni. Są tam 4 stoliki plastikowe. Atmosfera domowa, a zapach fatalny, taki typowy stary dom... tylko, że zasyfiały. Wszystko na waszych oczach. Zlew. Kuchenka. TV. Ludzie siedzą i piją, a właściciele obok... ot tak sobie żyją :) Nie wyobrażam sobie babci Stasi i dziadzia Pawełka w ich roli. Takie rzeczy to tylko w Portugalii :)

To teraz o drinku zwanym "reseita". Jest to mix wina z piwem i cukrem. Po jednej filiżance (tak, tam pija się z domowych filiżanek, zwanych u nas flaczarkami;) człowieka ścina z nóg. A kac na drugi dzień taki, że nie wiecie, jak świat się kręci. Mimo wszystko reseita jest tak słynna, że każdy ją pije. Mieszanie alkoholi tutaj to normalka. Babcia i dziadzio oferują pełen asortyment pociech... nie tylko alkohole, ale także trawkę, a ostatnio nawet spytano nas, czy któraś z dziewczyn nie chce zarobić, bo pewien gość chciałby dziewczyne na noc. Nieźle, cooo? :) Poczułam się nagle tak bogata, że odmówiłam ;)

***

Czekam na Was i już zapraszam na "reseitę" :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz