.... ostatnia środa, godz. 2:14 w nocy, a to oznacza ostatnia "środowa" impreza w BA, czyli w moim "domu" na parterze ;)A mnie tam nie ma! Hurra! A niech tam... obejdzie się mimo wszystko!!!
Wróciłam właśnie z Grass Party. Impreza na trawce, przed uniwersytetem. Zapach "trawki" unosił się w powietrzu, my EVS girls popijałyśmy wino i oglądały z innymi film "The hangover". Fajnie. I tyle mi wystarczy. Może i bym potańczyła w BA na dole, ale... nie tym razem i nie tu, i nie z tymi ludźmi.
Piszę ten post, muzyka rozbrzmiewa w moim pokoju i myślę, że to nawet dobrze... że już koniec. Dlaczego spytacie? Ja jedna wiem. I powiem krótko, wszystko musi mieć swój koniec ;-0))))... i jednocześnie dobry początek.
czwartek, 1 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Doskonale ujęte. Samych dobrych początków życzę. Ale ten czas zasuwa.....
OdpowiedzUsuńZasuwa, hehe, ani go zatrzymać :-) Tak ma być, tak jest dobrze... :-)
OdpowiedzUsuń