Kilka postów wcześniej wspomniałam o koleżance, która odwiedziła mnie po roku czasu. I naszła mnie wtedy refleksja na temat relacji między ludźmi. Jak to jest, że z niektórymi możemy się spotkać po 2, 5, 20 latach i wciąż będziemy czuli się w ich towarzystwie dobrze. Ba, przykładów daleko nie trzeba szukać. Każdy z nas ma takie sytuacje. Może nie byłoby tego postu, gdyby nie komentarz "bloggerki" Moni. Jakoś mnie zaintrygowało by brnąć w tym temacie dalej, głębiej...
Pozornie jest tu mało do powiedzenia. Dlaczego pozornie? Jedni stwierdzą tak jest i co tu więcej mówić. Ja jednak myślę, że to niesamowicie interesujący temat...
Skoro nie chodzi tu o słowa to znaczy, że musi być coś więcej. Wiadomo, że każdy z nas ma w sobie energię i myślę, że to chyba to. Nasze energie spotykają się gdzieś tam w przestworzach i albo im dobrze ze sobą albo nie. I dzięki temu możemy mówić, że "nadajemy z kimś na jednej fali". Chociaż może w tym powiedzeniu chodzi bardziej o słowa, już sama nie wiem. Jakby nie było, zmierzam do tego, że nasze myśli mają jednak moc. Jeśli chcemy utrzymać jakąś relację to nie musimy pisać do siebie listów kilkustronicowych, wystarczy może czasem kilka słów, a może czasem tylko uśmiech, a może nawet... właśnie tylko samo myślenie. Nie wiem. Ekspertem w tym temacie nie jestem. Jednak mam coraz bardziej wrażenie, że w tym wszystkim chodzi o to czego słowem nazwać się nie da. Chemia?! Jedni tak to nazwają. Ja jednak wole użyć słowa "energia". Jakoś bardziej do mnie przemawia. Energia kojarzy mi się z ciepłem, z czymś mega pozytywnym... I odnosząc to do ludzi, jedni z nas mają jej więcej, inni mniej, zależy to od wielu czynników. Jakich? Sama nie wiem. Bardzo mnie interesuje ten temat. Mój znajomy "nieznajomy" napisał ostatnio o myślach "spotykających się w przestworzach..." - z niecierpliwością czekam na refleksję o tym. Jak to jest, że nie musimy się z kimś znać w rzeczywistości, by móc być blisko... by czuć, że ktoś nas rozumie. Duchowość. Inny wymiar człowieczeństwa. Wow. Nieziemskość jest wspaniała!
Pomyśl o mnie teraz ciepło. Ja to poczuję.
Pamiętam jak kiedyś zrobiłyśmy pewien experyment z moją internetową znajomą, a teraz bliską mi osóbką w rzeczywistości. Umówiłysmy się, że w tym samym czasie każda z nas wyobrazi sobie coś, a następnie spróbuje przesłać ten "obraz" do drugiej. To było tuż przed snem, pamiętam. Rano obudziłam się, podreptałam do laptopa i z pewną rezygnacją pisałam do niej "hej, chyba sie nie udało tym razem, mam bardzo czątkowe obrazy, ale widziałam w swojej wyobraźni, że jesteśmy na jakiejś łące, nie wiem dokładnie, co to za miejsce, ale dużo kwiatów tam było, i siedziałyśmy na schodach, piły herbatę, owinięte w koce..." I wiecie co? Kamila odpisała, że tak, to własnie to, że ona wyobraziła sobie, że siedzimy u niej w ogrodzie na drewnianej werandzie z kubkami herbaty, etc. Sceptycy powiedzą, że to naciągana zbieżność myśli, a ja jednak wiem i czuję, że coś w tym wszystkim jest!!!
Myślę o Tobie teraz ciepło i otulam promiennym uśmiechem.
Czasem sama świadomość, że ta osoba jest to tak wiele. Ja tak mam. Nie potrzebuje pisać, dzwonić i upewniać się wszystkiego... Ci, co mnie znają wiedzą. Pamiętam Aga, jak powiedziałaś kiedyś, że było to dla Ciebie dziwne w naszej znajomości, która nota bene przerodziła się w niesamowitą przyjaźń. A potem po prostu zobaczyłaś i zrozumiałaś, że ja tego nie potrzebuje. Potrafie się nie odzywać długi czas. Jeśli wiem, że ta osoba jest mi w pewien sposób bliska, i odczuwam to od niej to wtedy słowa są tylko dodatkiem. Wole uśmiechnąć się, spojrzeć w oczy, ciepło pomyśleć... pomodlić się.
Bo czym są słowa? Mówić trzeba umieć?
Słowa są ważne. Rozmowa. Wsparcie. Pocieszenie. Tak. Ale co wtedy kiedy słowa przychodzą do Twojej głowy z opóźnieniem... kiedy nie możesz znaleźć nazwy na wszystko to czego doświadczasz? Nie dam Ci gotowej odpowiedzi. Nie znam jej. Do tej pory myślałam, że to mój "problem". Teraz jednak myślę, że to "dar". W moim przypadku tak chyba właśnie jest. Bo nie do końca zawsze wiem, co chce powiedzieć i przez to gubię się w natłoku swoich myśli. Uczę się. Może całe życie mi to zajmie, ale po każdej dobrze przerobionej lekcji będzie lepiej. Mniej mówię, więcej wsłuchuję się w ludzi, w siebie, w to co we mnie i wokoło... próbuję siebie zrozumieć. Wiem co myślicie, zawsze byłam gadułą. Jestem. Byłam. Będę. Tylko, że teraz dostrzegam bardziej, że jest czas na to by gadać i by rozmawiać i by milczeć. I że nie muszę mieć odpowiedzi na wszystko w akurat tym czasie. Że czasem trzeba ciut poczekać.
Milczenie jest złotem, a mowa...?
Nigdy tego nie rozumiałam. Zawsze wolałam srebro. Pamietam te słowa od dzieciństwa. Mocno utkwiły mi w głowie. Dorastałam i co raz więcej argumentów znajdywałam na to, że jednak lepiej jest gadać... że więcej się zyska, że dzięki temu będzie się bogatszym, bo przecież tych skromnych to ciężko zauważyć, że "niedorajda" to taka, co nic nie powie i tylko czeka... I co teraz? Zmieniło mi się o 349 stopni. Chyba nie tylko warto być bogatym zewnętrznie, ale wewnętrznie. I to nawet przede wszystkim wewnętrznie. Bogatym emocjonalnie, duchowo, w doświadczenie. Bogactwo to nie tylko pieniądze. To w końcu do mnie dotarło. Kiedyś bogactwo kojarzyło mi się w wypchanym portfelem, a teraz? Teraz ze "złotym sercem".
Rozpisałam się... uf. Co Wy o tym myślicie?
Póki co, zakończę ten post cytatem...
To, co zawsze wyróżniało mnie wśród ludzi, to moja
zdolność zadawania najbardziej dziecinnych pytań
/Albert Einstein/
piątek, 7 maja 2010
Inspirator - działanie
Doświadczenie to nazwa, którą nadajemy naszym błędom. /Oscar Wilde/
Pięknie powiedziane, prawda?
:)
Pięknie powiedziane, prawda?
:)
Inspirator - autentyczność
Człowiek ma zadziwiającą skłonność do stwarzania
problemów dla samej przyjemności ich
rozwiązywania. /Joseph de Maistre/
***
Polecam blog:
http://annasawczuk.wordpress.com/2010/03/07/966/
problemów dla samej przyjemności ich
rozwiązywania. /Joseph de Maistre/
***
Polecam blog:
http://annasawczuk.wordpress.com/2010/03/07/966/
5th and 6th Erasmus Language Cafe
Wiem, wiem... znowu spóźniony wpis ;)
Piąte Erasmus Language Cafe w Centrum Kulturalnym Vila Flor poszło całkiem nieźle, a nawet super. Bo spodziewałam się niewielu osób, a przyszło około 25!!! I nawet miałam niespodziankę w postaci koleżanki z Polski, hehe :) Marzena, którą poznałam na Maderze rok temu i od tamtej pory się nie spotkałysmy odwiedziła mnie na dosłownie jedną noc. Bo przecież następnego dzionka wyruszałam do Lizbony. Fajnie tak, spotkanko po tak długim czasie. Jak to jest, że z niektórymi ludźmi można nie gadać 12 miechów i wciąż czuć się w ich towarzystwie dobrze, niemalże jakbyśmy się spotkały i znały od lat... A przecież wcale nie trzymałyśmy jakoś kontaktu, od czasu do czasu jakiś mail. Jak widać, dużo nie trzeba by utrzymać znajomość, wystarczą chęci. Ale, ale... generalizując nieco... wiadomo, że przecież tu chodzi bardziej o tą energię, jednak to co słowem nie możemy wyrazić jest w relacjach międzyludzkich najważniejsze. Ot taka moja dygresja o tym :))))
Noooo, to ciekawa jestem, jak to będzie, gdy wrócę do Polski i spotkam się z Wami ;;;;;;)))))))))))
Szóste Language Cafe było ostatnio... we wtorek w Berber Club. Świetne miejsce, takie jak lubie, atmosfera marokańska. Bardzo mi się spodobało. I mam dobre relacje z właścicielem, bo już ma propozycje na next meetingi. Ah, niestety niewiele osóbek przylazło :P Mieliśmy wiecej portugalczyków niż erasmusów. Śmiać mi się nieco chce, bo do tej pory nie udało mi się zaangażować żadnej dziewczyny portugalki, sami faceci hahahahaha Zdaje mi się, że tutaj to jednak normalne!!!
Oczywiście zapraszam na blog obejrzeć foto relację http://erasmuslanguagecafe.wordpress.com
:)))))))))))
Piąte Erasmus Language Cafe w Centrum Kulturalnym Vila Flor poszło całkiem nieźle, a nawet super. Bo spodziewałam się niewielu osób, a przyszło około 25!!! I nawet miałam niespodziankę w postaci koleżanki z Polski, hehe :) Marzena, którą poznałam na Maderze rok temu i od tamtej pory się nie spotkałysmy odwiedziła mnie na dosłownie jedną noc. Bo przecież następnego dzionka wyruszałam do Lizbony. Fajnie tak, spotkanko po tak długim czasie. Jak to jest, że z niektórymi ludźmi można nie gadać 12 miechów i wciąż czuć się w ich towarzystwie dobrze, niemalże jakbyśmy się spotkały i znały od lat... A przecież wcale nie trzymałyśmy jakoś kontaktu, od czasu do czasu jakiś mail. Jak widać, dużo nie trzeba by utrzymać znajomość, wystarczą chęci. Ale, ale... generalizując nieco... wiadomo, że przecież tu chodzi bardziej o tą energię, jednak to co słowem nie możemy wyrazić jest w relacjach międzyludzkich najważniejsze. Ot taka moja dygresja o tym :))))
Noooo, to ciekawa jestem, jak to będzie, gdy wrócę do Polski i spotkam się z Wami ;;;;;;)))))))))))
Szóste Language Cafe było ostatnio... we wtorek w Berber Club. Świetne miejsce, takie jak lubie, atmosfera marokańska. Bardzo mi się spodobało. I mam dobre relacje z właścicielem, bo już ma propozycje na next meetingi. Ah, niestety niewiele osóbek przylazło :P Mieliśmy wiecej portugalczyków niż erasmusów. Śmiać mi się nieco chce, bo do tej pory nie udało mi się zaangażować żadnej dziewczyny portugalki, sami faceci hahahahaha Zdaje mi się, że tutaj to jednak normalne!!!
Oczywiście zapraszam na blog obejrzeć foto relację http://erasmuslanguagecafe.wordpress.com
:)))))))))))
wtorek, 4 maja 2010
Inspirator - lęk
Nikomu nie wolno drżeć przed nieznanym, gdyż każdy jest w stanie zdobyć to, czego pragnie i to, czego mu potrzeba. Lękamy się utracić to, co już posiadamy - nasze życie czy nasze plony. Jednak ta obawa znika, gdy tylko zaczynamy pojmować, że nasze losy, tak jak i losy świata, spisane zostały tą samą Ręką.
Paulo Coelho "Alchemik"
Paulo Coelho "Alchemik"
Magazyn Psychologia Sukcesu
Yuuuhuu....
kilka moich tekstów zostało wybranych do publikacji w Magazynie Psychologia Sukcesu!!! :))Możecie je przeczytać tutaj:
http://madgraf.com/files/ps/ps_003.pdf
Cieszę się, bo to taki mały kroczek dla mnie :)) No i myślę, że warto podzielić się tą radością. Wiecie co? Na początku wysłałam ten link do samych najbliższych znajomych, ale przecież czemu by nie cieszyć się ze wszystkimi... :)) Zatem yuuhhuuu... :))
A tak wogóle to dziś rano miałam zaskakujący telefon :) Dzwoniła znajoma z polskiej Telewizji i proponowała mi spotkanie w sprawie...tadam...tadam... prowadzenia jakiegoś teleturnieju dla młodych ludzi. Jaaaaaaaaa?!?!?! i Telewizja?!?!?!?! ykhm.... jakby nie było to do lipca czekać nie będą ;))) czyli jak to mówią musztarda po obiedzie!!! Nici! Nidiridi! A szkoda! Mogłabym spróbować :))
Nie to, to co innego :) Hej hops w buzie drops i do przodu :)
kilka moich tekstów zostało wybranych do publikacji w Magazynie Psychologia Sukcesu!!! :))Możecie je przeczytać tutaj:
http://madgraf.com/files/ps/ps_003.pdf
Cieszę się, bo to taki mały kroczek dla mnie :)) No i myślę, że warto podzielić się tą radością. Wiecie co? Na początku wysłałam ten link do samych najbliższych znajomych, ale przecież czemu by nie cieszyć się ze wszystkimi... :)) Zatem yuuhhuuu... :))
A tak wogóle to dziś rano miałam zaskakujący telefon :) Dzwoniła znajoma z polskiej Telewizji i proponowała mi spotkanie w sprawie...tadam...tadam... prowadzenia jakiegoś teleturnieju dla młodych ludzi. Jaaaaaaaaa?!?!?! i Telewizja?!?!?!?! ykhm.... jakby nie było to do lipca czekać nie będą ;))) czyli jak to mówią musztarda po obiedzie!!! Nici! Nidiridi! A szkoda! Mogłabym spróbować :))
Nie to, to co innego :) Hej hops w buzie drops i do przodu :)
poniedziałek, 3 maja 2010
Madryt... już był!!!
Po raz kolejny wyskok do Hiszpanii. Tym razem samolotem. Kilka godzin temu wróciłam z Madrytu. Nie wiem od czego zacząć opowiadając całą historię. Może tak... Madryt jest niesamowity, ale bez przesady ;) Jest ładny, tłoczny i głośny jak każda stolica, ale ma "coś" czego oczywiście nie da się słowem wyrazić. No, i dlatego właśnie mi się spodobał :)))
W planach miałyśmy nocować u kolegi, ale okazało się, że coś tam... no i trzeba było samemu sobie radzić. Pierwszą noc spałyśmy w hotelu za 20 Euro, bo oczywiście KTOŚ się pomylił z rezerwacją. Letisia zrobiła rezerwacje na miesiąc później ;] Oszczędzę słów ;] W końcu każdy się może pomylić ;] Wieczorem wyszłyśmy na spacer, bez mapy... i zabłądziłyśmy :))) Dzięki temu centrum Madrytu zwiedziłyśmy w 3 godziny, a następne 3 dni się relaxowałyśmy ;))) Madryt jest wielki, ale w sumie nie aż tak wielki, żeby się nie znudzić... Nawidoczniej mi grozi to wszędzie!
Kolejną noc spałyśmy w hostelu za 15 euro, ja na takim wąskim łóżku z Livą, że może i było by to przyjemne, ale z kimś innym w innych okolicznościach (hehehe;) Dwie ostatnie noce w hostelu u babki, która nie zmieniła nam pościeli po kimś!!! A jak jej na drugi dzień powiedziałyśmy to wogóle zero reakcji. No, ale zmieniła tą pościel w końcu. Masakra! Narzekam, co?! Pewnie od razu wyczujecie, że coś jest nie tak u mnie... aiiii... nie chcę o tym pisać. Nie zawsze świeci słońce... (...)
Dni spędzałyśmy ciągle zwiedzając. Szwędając się z mapą w ręce. Ot tak, jak każdy turysta. Oczywiście zaliczyłyśmy to, co najważniejsze. Muzeum Prado - jedno z najważniejszych i najbogatszych muzeów na świecie. Wielkie WOW! Do tego jeszcze jedno muzeum sztuki, które mieści prywatną kolekcję barona Hansa Heinricha Thyssen-Bornemisza. Jest jakaś magia w tym wszystkim. Patrzeć na obrazy malowane wieki temu... i czuć zapach "świeżej" farby. W ten oto sposób starałam się znaleźć "intymną relację" ze sztuką, przez wyobraźnię. Nie wiem czy nawet można tak o tym mówić. Chciałam jednak poczuć "coś", być blisko tego, a nie obok... nie chciałam być jedynie biernym obserwatorem. Chciałam bliskości mentalnej, duchowej... :) Wyobrażałam sobie co autor czuł kiedy nakładał farby na płótno... co ja czuje patrząc na to... :) A wiecie co? Czasem na płótnie w jednym miejscu było taaak dużo tej farby, a w drugim miejscu troszeczkę... emocje, emocje, burza emocji...:)
Jadałyśmy w restauracjach, ale i na ulicach. A i zrobiłyśmy sobie piknik w parku :) Taki typowy "filmowy" piknik :) Fajna atmosfera. Wokoło rodzinki z dziećmi, tatuśkowie grający w piłkę z małymi synkami, mamuśki z córciami i tak zabawnie było z boku obserwować ich życie... sielankowy dzień hiszpańskiej rodzinki :) Aż by tak się chciało, kiedyś, za jakiś czas... :)
Myślałam, że będzie tam więcej wieżowców itp, a wręcz przeciwnie Madryt to stolica z pięknymi odrestaurowanymi kamienicami. Wszystko zadbane, cacy glancy. Życie cholernie drogie. Ceny dwa razy większe niż u nas, tu w Portugalii. Za to i zarobki wyższe. Stolica z klasą. Moda, fashion, new style, ole! No i nawet ja zakupiłam sukienkę ;) krótką małą czarną... ;)
Madryt, Madryt... ładnie tam. Macie możliwość to przewieźcie tyłki i pozwiedzajcie to miasto, bo warto ;) Ściskam Was ciepło i do zobaczenia :)
A tu będzie fotorelacja pt: "Życie jak w Madrycie"
W planach miałyśmy nocować u kolegi, ale okazało się, że coś tam... no i trzeba było samemu sobie radzić. Pierwszą noc spałyśmy w hotelu za 20 Euro, bo oczywiście KTOŚ się pomylił z rezerwacją. Letisia zrobiła rezerwacje na miesiąc później ;] Oszczędzę słów ;] W końcu każdy się może pomylić ;] Wieczorem wyszłyśmy na spacer, bez mapy... i zabłądziłyśmy :))) Dzięki temu centrum Madrytu zwiedziłyśmy w 3 godziny, a następne 3 dni się relaxowałyśmy ;))) Madryt jest wielki, ale w sumie nie aż tak wielki, żeby się nie znudzić... Nawidoczniej mi grozi to wszędzie!
Kolejną noc spałyśmy w hostelu za 15 euro, ja na takim wąskim łóżku z Livą, że może i było by to przyjemne, ale z kimś innym w innych okolicznościach (hehehe;) Dwie ostatnie noce w hostelu u babki, która nie zmieniła nam pościeli po kimś!!! A jak jej na drugi dzień powiedziałyśmy to wogóle zero reakcji. No, ale zmieniła tą pościel w końcu. Masakra! Narzekam, co?! Pewnie od razu wyczujecie, że coś jest nie tak u mnie... aiiii... nie chcę o tym pisać. Nie zawsze świeci słońce... (...)
Dni spędzałyśmy ciągle zwiedzając. Szwędając się z mapą w ręce. Ot tak, jak każdy turysta. Oczywiście zaliczyłyśmy to, co najważniejsze. Muzeum Prado - jedno z najważniejszych i najbogatszych muzeów na świecie. Wielkie WOW! Do tego jeszcze jedno muzeum sztuki, które mieści prywatną kolekcję barona Hansa Heinricha Thyssen-Bornemisza. Jest jakaś magia w tym wszystkim. Patrzeć na obrazy malowane wieki temu... i czuć zapach "świeżej" farby. W ten oto sposób starałam się znaleźć "intymną relację" ze sztuką, przez wyobraźnię. Nie wiem czy nawet można tak o tym mówić. Chciałam jednak poczuć "coś", być blisko tego, a nie obok... nie chciałam być jedynie biernym obserwatorem. Chciałam bliskości mentalnej, duchowej... :) Wyobrażałam sobie co autor czuł kiedy nakładał farby na płótno... co ja czuje patrząc na to... :) A wiecie co? Czasem na płótnie w jednym miejscu było taaak dużo tej farby, a w drugim miejscu troszeczkę... emocje, emocje, burza emocji...:)
Jadałyśmy w restauracjach, ale i na ulicach. A i zrobiłyśmy sobie piknik w parku :) Taki typowy "filmowy" piknik :) Fajna atmosfera. Wokoło rodzinki z dziećmi, tatuśkowie grający w piłkę z małymi synkami, mamuśki z córciami i tak zabawnie było z boku obserwować ich życie... sielankowy dzień hiszpańskiej rodzinki :) Aż by tak się chciało, kiedyś, za jakiś czas... :)
Myślałam, że będzie tam więcej wieżowców itp, a wręcz przeciwnie Madryt to stolica z pięknymi odrestaurowanymi kamienicami. Wszystko zadbane, cacy glancy. Życie cholernie drogie. Ceny dwa razy większe niż u nas, tu w Portugalii. Za to i zarobki wyższe. Stolica z klasą. Moda, fashion, new style, ole! No i nawet ja zakupiłam sukienkę ;) krótką małą czarną... ;)
Madryt, Madryt... ładnie tam. Macie możliwość to przewieźcie tyłki i pozwiedzajcie to miasto, bo warto ;) Ściskam Was ciepło i do zobaczenia :)
A tu będzie fotorelacja pt: "Życie jak w Madrycie"
Subskrybuj:
Posty (Atom)